Vellard KOMENDANT POLICJI
| Temat: Skromny dziennik. Sro Paź 14, 2015 2:37 pm | |
| Zapiski z dziennika 13 wrzesień rok 2010. xxx Nigdy nie prosiłem się oto, abym został komendantem. Twierdziłem, że nie nadaję się do tej pracy, chociaż inni mówili, że te stanowisko idealnie do mnie pasuje. Gówno prawda, nie pasuje, nie odpowiada mi ono. Staram się wykonać jak najlepiej swoją robotę, taki po prostu mam charakterem. Dlaczego więc nim jestem? Cóż... Zaczęło się to parę lat temu, zanim jeszcze miałem ów stanowisko. Pracowałem na wydziale narkotykowym , głownie zajmowałem się badaniem i odkrywaniem. Miałem za sobą wiele niebezpiecznych misji, ale prawie każdą udawało mi się wykonać z powodzeniem. Chwalono mnie, że jak na tak młodą osobę, radzę sobie znakomicie. To moja determinacja, mój despotyzm spowodował, że byłem tak wysoko. Że mnie doceniano, chwalono. Kolejne sukcesy dawały nam sporo możliwości. Staliśmy się silni, byliśmy wstanie stawić czoła naprawdę trudnym zadaniom. Nieraz ginęli na nim ludzie. Koledzy z pracy, dla niektórych przyjaciele, dla innych rodzina. Ale mimo tego nie poddawaliśmy się, dalej wykonywaliśmy swoją pracę. Często przypominaliśmy grupę upartych psów, którzy jak nie upolują zdobyczy, nie wrócą do domu. Miało to swoje plusy i minusy, jednak bardziej przychylne były plusy, co nas bardzo cieszyło. Co z tego, że często słyszeliśmy kontrowersyjne uwagi odnośnie naszej osoby? Wielokrotnie nam grożono, zastraszano, ale to codzienność. Mało kiedy trafia się w miarę przyzwoity przestępca, który potrafi posługiwać się kulturą osobistą. W końcu kto normalny będzie miły, skoro zaraz wyląduje w więzieniu? 2008 rok. W tym roku jeden tydzień był wyjątkowo szczególny, nie tylko dla mnie, ale również dla moich kolegów z pracy. Dlaczego? W pierwszym dniu, to był poniedziałek, wydarzyła się dla mnie rzecz wyjątkowo tragiczna. Eleonore, Droga Eleonore... Moja ukochana siostra miała wypadek, istny tragiczny jak dla mnie. Zapalił się wieżowiec, mieszkała dość wysoko i nie potrafili ją stamtąd wyciągnąć. Pamiętam jakby było to wczoraj - słowa, które rzucałem bez opamiętania, emocje, które we mnie narastały. Myślałem, że ją stracę. Nie mogłem na to pozwolić. Coby powiedziała matka? Że nie byłem wstanie jej uratować? Pomóc? Poświęcić się dla niej? Jakbym JA zareagował, gdyby jej nagle nie było? Nie mogłem pogodzić ze sobą te wszystkie myśli, więc instynktownie wszedłem tam, aby ją uratować. Krzyczeli, abym się tam nie pchał, próbowali mnie zatrzymać, uważając, że zginę wraz z nią. Czy ich słuchałem? Czy w ogóle docierały do mnie ich słowa? Oczywiście, że nie. Wszedłem ta... Zapisek urwany. Zapiski z dziennika 16 maja 2011 roku.
xxx Krew, pełno krwi. Śmierdzi, strasznie śmierdziało. Komendant się wyrzygał, jednak ja dałem radę jakoś przetrwać. Nie powiem, że ten widok był najpiękniejszy, chociaż miał w sobie jakąś magię. Ściany upierdolone krwią, ludzi pełno leżało na podłodze, zakrwawionych, brudnych. Nie oddychali, nie ruszali się. Byli martwi, wyglądali zupełnie jak popsute lalki. Masowy mord, przestępca najprawdopodobniej również odebrał sobie życie. Sumienie go gryzło, więc stwierdził, że tak będzie najlepiej. Ale śledztwo i tak zrobiono dla bezpieczeństwa mieszkańców. Jak wiadomo, sprawcy nie znaleziono aż po dziś dzień. Nie wiem, było to jakieś trzy miesiące temu? Coś koło tego. Policja nadal go szuka, nie poddaje się, jednak myślę, że koleś albo odebrał sobie życie, albo wyemigrował z kraju. Zapiski z dziennika 29 stycznia 2012 roku. xxx Tydzień temu mianowano mnie komendantem. W pierwszej chwili chciałem odmówić, w zasadzie zrobiłem to, ale dano mi dwa dni do przemyślenia i ostatecznie zgodziłem się. Policja uznała, że nadaję się na to stanowisko. Bardzo dobrze rozwiązywałem wszelakie zagadki, potrafiłem prowadzić sporą grupą, zarządzać, wydawać odpowiednie rozkazy, planować, dzięki czemu mieliśmy prawie same sukcesy. Generalnie uważali, że moje zdolności przewyższają innych, szczególnie inteligencją. Jednak mi się wydaje, że moja stanowczość i fakt, że nie dam sobą tak łatwo zmanipulować, zawyżyły na tym, że mam te stanowisko. Że jestem komendantem. Jednak nie zostałem nim dlatego, że chciałem. Bardziej zostałem nim, dlatego że były komendant chciał, abym zajął jego miejsce. Bardzo mi ufał, był moim kumplem. Rozumiał mnie, a ja rozumiałem jego. Niestety go już nie ma. Zginął dokładniej tydzień temu, tym samym zająłem jego miejsce, acz nie chciałem. Może sam fakt, że musiałem zastąpić mojego kumpla mnie irytował? Nie wiem. Fakt, naczelnik powinien zająć miejsce komendanta, jednakże on również zginął, wraz z nim. Był to ciężki okres dla nas wszystkich, dla komendy, dla rodziny, przyjaciół, dla bliskich. Oboje zginęli w pościgu, byli w tym samym samochodzie. Nikt natomiast nie zauważył, że do samochodu była przyczepiona bomba. Zupełnie jak w filmach. Była eksplozja, jebało niesamowicie. Z ciał praktycznie nic nie zostało - rozerwane na strzępki, spalone. Wybuch był silny. Wszystkich ogarnęło zdumienie, strach, ból, a ja do tej pory jestem w szoku, choć tego nie ukazuję. Wydział policji musiał kogoś odpowiedniego znaleźć na stanowisko komendanta oraz naczelnika. Patrząc na moje zdolności, na moją pracę w policji i ile dla nich zrobiłem przez te wszystkie lata, będąc zarazem szczeniakiem w ich oczach i ile jestem jeszcze wstanie zrobić, wybrali mnie. Naprawdę długo to rozważałem, ponieważ nie chciałem. Minęło parę dni od całej ceremonii, a ja nadal czuję się jak gówno. Czy podołam zadaniu? Może tak naprawdę nie nadaję się do tej roli? Chuj, dam radę. Muszę dać.Koniec dziennika XVI. |
|