G O D N O Ś Ć : Keith Morris W I E K : 27 lat, urodzony 30 kwietnia 1988 roku O R I E N T A C J A : biseksualny z lekką przewagą w stronę pań Z A W Ó D : wokalista progressive rockowego zespołu False Prophet G R U P A : Cywile R A N G A : Mieszkaniec
W Y G L Ą D : A jak może wyglądać pieprzona gwiazda rocka? W dodatku taka po przejściach i uzależniona od dragów? Cóż, zależy jak leży. A punkt widzenia zależy najczęściej od punktu... zboczenia. Według większości psychotycznych fanek False Prophet Keith ma urodę typowego romantycznego buntownika z lekkim rysem wampirycznym, nabytym zapewne w spadku po Draculi i Lestacie de Lioncourt. Sam zainteresowany jest zawsze szalenie szczęśliwy z tego typu porównań, zwłaszcza że dla reszty świata wygląda po prostu jak świeżo położony do grobu nieboszczyk. Wysoki i szczupły - zdecydowanie zbyt szczupły jak na swój wzrost, co dodatkowo podkreśla zwyczajową czernią ubioru. Kontrastująca z odzieniem, trupioblada skóra, z wyraźnie zaznaczonymi liniami żył i tętnic; przy bliższych oględzinach widać na niej nieregularną siatkę blizn, siniaków i ledwo zagojonych po ukłuciach strzykawki ran. Szerokie barki, wąskie biodra. Duże dłonie o smukłych palcach. Przepastne, głęboko osadzone oczy o bliżej nieokreślonym odcieniu, coś jakby połączenie ciemnej szarości z zielenią (z palety farb do ścian to by się pewnie nazywało "nagrobkowy mech" czy coś w stym stylu). Na tak zwanej fazie wyglądają trochę tak, jakby były szklane - to przez nieobecny, pusty wzrok. Niezdrowo sinawy , trupi kolor tkanek miękkich, zapadnięte policzki, blade, wąskie wargi, nieodmiennie pokaleczone od częstego przygryzania. Pewien ślad dawnej, mniej chorobliwej urody - ładnie zarysowana szczęka, prosty, wąski nos, mimo wychudzenia wciąż przyzwoicie zbudowane ciało, które Keith chętnie prezentuje swoim fankom na koncertach. Co tu dużo mówić, lubi chodzić z gołą klatą i na szczęście ma do tego lepsze predyspozycje niż Iggy Pop. Włosy na łbie rosną mu raczej krótkie i nijakie, bo też i ciężko wyhodować sobie coś długiego i sensownie wyglądającego w stanie nieustannego przyćpania i rozjebania organizmu. Za szczenięcych lat Keitha miały całkiem ładny, złotobrązowy kolor, z wiekiem zaś ściemniały, przechodząc do odcienia zwanego uroczo brudnobrązowym albo burym. Coś o ciuchach? Przewiduję zerowe zaskoczenie - typowo rockowe szmaty. Czerń, skóra, dużo rzemyków i ćwieków. Buty obowiązkowo ciężkie i głośno tupiące - zazwyczaj glany, ale desanty też się nadadzą. Plus łańcuszek z kłódką na szyi - w hołdzie dla podziwianego Sida Viciousa.
C H A R A K T E R Y S T Y K A : Muzyk rockowy powinien mieć pewnie jakąś mroczną przeszłość, zwłaszcza z czasów dziecięcych, z całym tym stuffem typu przemoc w rodzinie, sierociniec, poprawczak i konflikty z prawem od czasów podstawówki. To dobrze wygląda w biografiach i tłumaczy wizerunek zadziornego chłopca, który wbrew wszelkim przeciwnościom losu wybił się na swoim talencie i zajebistości. Keith musiałby się jednak nieźle nagimnastykować, by zmyślić coś takiego od podstaw. Co tu dużo mówić, nie błyszczy jakoś wybitnie inteligencją i zdarza mu się czasem gubić we własnych kłamstwach, dlatego woli się trzymać prawdziwej wersji wydarzeń - urodził się w szczęśliwej, pełnej rodzinie, pozbawionej z gruntu jakichkolwiek patologii, pomijając może nadmierną troskliwość rodziców wobec swoich latorośli. Mały Keith Morris chował się na bezpiecznych, praworządnych przedmieściach i aż do momentu wyfrunięcia z rodzinnego gniazda był całkowicie normalnym, utalentowanym muzycznie dzieciakiem, szalenie zakochanym w rocku i komiksach o superbohaterach. Posłano go do Akademii Muzycznej, by został w przyszłości poważanym dyrygentem i dumą rodu Morrisów. Tam też niestety wpadł, jak to się mówi, w złe towarzystwo. Paskudnie złe, chociaż początki były skądinąd całkiem miłe. Tak się jakoś złożyło, że na pierwszym roku nauki paru kumpli wciągnęło Keitha do amatorskiej kapeli punkowej o jakże uroczej nazwie Need Your Coke. Tam też, co za niespodzianka, miał pierwszą styczność z alkoholem i narkotykami. Niezbyt poważną styczność, gdyż wtedy był jeszcze człowiekiem całkiem rozsądnym i do wszelakich używek podchodził ostrożnie. Być może, gdyby przykładnie skończył Akademię i dawał koncerty w Carnegie Hall, ponury półświatek zakazanych substancji nigdy nie zaistniałby w jego życiu, stało się jednak inaczej. Po krótkiej przygodzie z Need Your Coke Keith grał jeszcze w paru mniej lub bardziej zgranych składach, oczywiście typowo amatorskich, aż w końcu trafił do doom metalowego Temple of the Black Pharaoh. Mimo dość kiczowatego, trv mhrocznego wizerunku zespół składał się z naprawdę utalentowanych muzyków, został więc szybko dostrzeżony przez wytwórnię Scream Records. Po długich pertraktacjach, związanych między innymi ze zmianą artystycznego kierunku kapeli, wszyscy członkowie TotBP przystali na złagodzenie wizerunku i pójście w klimaty progresywnego rocka. Przy okazji zmieniona została także nazwa i od tej pory zespół działał jako False Prophet. Przy natłoku zajęć związanych z działalnością kapeli Keith został oczywiście, jako lider i wokalista, zmuszony do przerwania studiów w trakcie trzeciego roku, nie żałował jednak swojego wyboru - jako fan Metalliki, Paradise Lost i Rammsteina od zawsze marzył o karierze gwiazdy rocka. Początkowo wydawało się, że lepiej trafić nie mógł - False Prophet wpasowało się idealnie w muzyczną niszę Berkley i zaczęło odnosić sukcesy nie tylko w rodzimym mieście, ale i w całym kraju. Młodzi, przystojni muzycy grający smutne piosenki o niezrozumieniu i społecznej alienacji szybko zdobyli serca wielu fanów... i fanek. Dobra passa dopisywała im przez parę lat - wydali dwa albumy studyjne, kilka EPek i szykowała się właśnie ogólnokrajowa trasa koncertowa, gdy Keith niespodziewanie wylądował w szpitalu, gdzie tylko jakimś niezbadanym cudem boskim odratowano go od śmierci w wyniku przedawkowania amfetaminy. Szok, niedowierzanie, milion pytań bez odpowiedzi - okazało się bowiem, że charyzmatyczny lider False Prophet jest pełnoetatowym ćpunem, żyjącym od jednej działki do drugiej. Pobyt w szpitalu uświadomił mu w pełni, w jakim bagnie tkwi, i tamtej pory było już nim tylko gorzej. Co ćpał? Chyba lepiej spytać, czego nie ćpał. Zaczynał od nieszkodliwego jarania blantów, potem w ruch poszły halucynogeny, opiaty i każda inna dostępna u dealerów chemia, aż w końcu stanęło na heroinie. Czemu właściwie Keith, to rozsądne dziecko z dobrego domu, zaczął ćpać? Dobre pytanie. Po części odpowiedzialny był głód ryzyka i adrenaliny oraz chęć zapewnienia sobie dodatkowych wrażeń, pomagających w pracy twórczej. Decydującym czynnikiem okazał się jednak fakt, iż Morris zwyczajnie sobie nie radził. Ciągła presja, naciski ze strony wytwórni, oczekiwania kolegów z zespołu, szybko rosnąca popularność - bywały momenty, gdy bardziej go to wszystko przerażało, niż cieszyło. I właśnie w takich momentach sięgał po odprężającą moc narkotyków. Jeśli panikował, brał morfinę, na imprezach palił rozweselający haszysz, przed koncertami sięgał po działkę amfy, przy pracy nad nowym albumem pomagało mu LSD. Uznawał dragi za najwspanialszy wynalazek ludzkości, dopóki nie uświadomił sobie pewnego dnia, że nie potrafi już bez nich żyć. Ciężko właściwie powiedzieć, jaki jest dzisiejszy Keith - ile w niego z własnej osobowości, a ile z narkotyków. W stanie trzeźwym i nienaćpanym zachowuje się przeróżnie. Jest ospały, bezwolny i pozbawiony energii, bądź wręcz przeciwnie - narwany i agresywny. Leży w łóżku godzinami, gapiąc się w sufit, albo krąży niespokojnie po mieście, nie mogąc sobie znaleźć nigdzie miejsca. Bez narkotyków dopada go również głęboka depresja - robi się smutny i wycofany, a na wszelkie próby porozumienia reaguje natychmiastowym zwiększeniem dystansu. Nieustannie męczą go myśli samobójcze i parę razy był bliski odebrania sobie życia. Nie widzi w swoim istnieniu większego sensu, jest rozkojarzony i ma problemy z pamięcią. Zapomina o ważnych sprawach, olewa kontakty międzyludzkie, nabawił się też nieprzyjemnej przypadłości nazywanej głupotą tudzież lekkomyślnością. Wszystkie te nieprzyjemności oczywiście natychmiastowo ustępują, gdy się naćpa - narkotyk zażyty w odpowiednim momencie potrafi zdziałać istne cuda. Ale cóż z tego, skoro Keith nie jest wtedy sobą, tylko bezwolną, ludzką marionetką napędzaną chemią? Niestety, wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zostanie taki już do końca swojego marnego życia.
Brzydzę się sobą, brzydzę się, kim jestem i co się ze mną stało. Widzę pokłute żyły i chce mi się rzygać na sam widok. Zgubiłem się, tak totalnie się zgubiłem i już nikt nie jest w stanie mnie znaleźć, a już najbardziej ja sam. Wpadam w histerię. Jak dzieciak. Płaczę, drę się jak opętany. Telepie mną jak w febrze, po skórze ścieka mi lepki pot. Umieram. Nie umiem żyć. Nie umiem...
Ale później, kiedy Biała Królowa jest już w mojej krwi, w moim mózgu, uspokajam się. Uwielbiam to uczucie, jest lepsze niż wszystko inne. Niż seks, niż koncerty. Wystarczy strzykawka, trochę białego proszku i już, nagle wszystko zaczyna mi się układać, jakby zadziałała jakaś magia, jakieś dobre błogosławieństwo. Nie jestem już śmieciem. Przestaję być nikim. Jestem Królem Życia, wraz z moją Białą Królową, łaskoczącą mnie psotnie w serce i w duszę. Pewnym krokiem wchodzimy razem na scenę i niczego się już nie boję. Cóż, przynajmniej do następnej działki.
R O D Z I N A : Abe i Joanne Morris - rodzice. Traktowani całościowo, gdyż od wielu lat stanowią udane, szczęśliwe małżeństwo. Chociaż nie są jakoś szczególnie zadowoleni z drogi życia, jaką obrał ich syn, starają się go wspierać w miarę swoich skromnych możliwości, Keith jednak starannie ukrywa przed nimi swoje długi, uzależnienia i inne problemy. Debbie Hawkins - starsza siostra, mężatka. W dzieciństwie najbliższa przyjaciółka i powierniczka Keitha, w późniejszych latach ich drogi znacząco się rozeszły, wciąż jednak utrzymują ze sobą kontakt. Podobnie jak rodzice, Debbie nie ma pojęcia o ciemnej stronie życia brata.
U Z A L E Ż N I E N I A : Jak przystało na szanującą się gwiazdę rocka, jest uzależniony od większości znanych ludzkości używek. Wypala co najmniej paczkę papierosów dziennie, wódkę ciągnie z gwinta i nie potrafi funkcjonować bez narkotyków - zwłaszcza heroiny. C H O R O B Y : Wszystkie powiązane z uzależnieniami. Coraz słabsze płuca (co fatalnie wróży jego karierze wokalnej), wątroba i nerki wołające o pomstę do nieba (aż dziw, że same się jeszcze nie wyniosły z jego organizmu, tak wyniszczony jest). Sporadyczne zakażenia i choroby weneryczne, którymi chętnie obdziela nieświadome groupies. W okresach nieprzyjmowania narkotyków dość poważne zaburzenia osobowości, w tym psychozy, stany depresyjne i ataki agresji. F O B I E : Boi się, że zostanie odcięty od narkotyków i innych używek, co z kolei powiązane jest z panicznym strachem przed pójściem na odwyk. Normalka. W kwestii innych fobii, w swoim w miarę trzeźwym stanie wyjściowym przejawia jedynie lekką klaustrofobię, natomiast podczas napadów psychozy boi się praktycznie wszystkiego.
S Ł A B O Ś C I : Przede wszystkim, to zapijaczony ćpun, który zrobi wszystko za kolejną działkę heroiny. Totalnie niewypłacalny, zadłużony u SOA i robiących prywatnie chemików na grube tysiące euro. Nazwać jego sytuację finansową przejebaną to doprawdy milusi eufemizm. Na domiar złego policja depcze mu po piętach - przy tak szerokiej sieci kontaktów z kartelem stanowi wprost wymarzone źródło informacji, wystarczyłoby go tylko złapać na gorącym uczynku. A z tym nietrudno, bo zwiewanie w jego wykonaniu nie jest zbyt efektywne. Z roku na rok spada mu kondycja fizyczna i ogólnie przez używki mocno podupada na zdrowiu.
U M I E J Ę T N O Ś C I : Keith przegrywa życie i coraz bardziej wpada w narkotykowy ciąg, ale jednego nie można mu odmówić - to muzyczny geniusz. Już od najmłodszych lat podejrzewany był o posiadanie słuchu absolutnego i rodzice chętnie wysyłali go na lekcje gry na przeróżnych instrumentach. Fortepian, skrzypce, wiolonczela, w końcu gitara i perkusja - wszystko to opanował na poziomie nieosiągalnym dla ludzi nieobdarzonych talentem muzycznym. Co więcej, potrafi świetnie komponować i aranżować muzykę, a także pisać do niej świetne teksty, co summa sumarum czyni z niego całkowicie samowystarczalnego muzyka. Ma też wybitnie przyjemny, głęboki i czysty głos, na dźwięk którego laskom miękną kolana, a faceci zgrzytają zębami z zazdrości. Nabyta przez lata palenia papierosów lekka chrypka sprawia, że jest jeszcze seksowniejszy. Jak to się mówi, trafiło się ślepej kurze ziarno.
Z A I N T E R E S O W A N I A : • Narkotyki. W pewnych okresach życia jest to jego jedyne zainteresowanie, któremu poświęca sto procent czasu. Taki już z niego pasjonat, o. • Muzyka. Dość oczywiste zainteresowanie z uwagi na charakter wykonywanej pracy. Co prawda podczas nagrywania albumów raczej niczego nie słucha, nie chcąc psuć sobie wizji artystycznej, jednak poza sesjami zasłuchuje się namiętnie w metalu i cięższych odmianach rocka. Dobrze wiedzieć, jak ma się konkurencja. • Pojebane książki i filmy. Im bardziej pokręcone, tym lepsze. • Komiksy o superbohaterach. Sentyment do uniwersum Marvela wyniósł jeszcze z dzieciństwa, a gdy dorósł, po prostu rozszerzył swoje zafascynowanie o stajnię DC.
D O D A T K O W E : • Nazwa zespołu Keitha, False Prophet (Fałszywy Prorok) jest jednym z biblijnych imion diabła. • Był szczerze zakochany w kilku kobietach, jednak żadna z nich nie wytrzymała z nim dłużej niż rok. Tryb życia gwiazdy rocka niespecjalnie dobrze wpływa na związki. • Jego ulubione papierosy to czarne Djarumy. • Uwielbia opowiadania Lovecrafta. • Ma grupę krwi B Rh+. • Jest totalnie słaby w nauce języków. Nie umie się posługiwać żadnym poza angielskim. • Ma na plecach tatuaż przedstawiający Uraborosa - węża zjadającego własny ogon.
S T A T Y S T Y K I : • Celowanie - 4 • Siła - 6 • Kondycja - 3 • Inteligencja - 6 • Wytrzymałość - 6 • Zręczność - 9 • Walka wręcz - 5
Ostatnio zmieniony przez Keith dnia Czw Paź 08, 2015 10:53 pm, w całości zmieniany 1 raz
Raksha
WYWIADOWCA
Temat: Re: Keith Morris Pon Paź 05, 2015 10:16 am
Nie mam czego się przyczepić. Kiedyś muszę wpaść na koncert :v